11
lut
2018

Udomowienie a oswojenie zwierząt – różnice

„To udomowione lwy, przyzwyczajone do człowieka” napisał właściciel cyrku. „To udomowione małpki, nadają się do domu” napisał handlarz-hodowca. Ilekroć w Internecie widzę takie teksty, to coś mi zgrzyta w mózgu i wyobrażam sobie jak Darwin przewraca się w grobie.

Te dwa pojęcia dzieli przepaść i nie istnieje coś takiego jak „udomowiony lew” czy „udomowiona małpa” – już samo sformułowanie „udomowiony” w odniesieniu do pojedynczego zwierzęcia będzie sformułowaniem fałszywym, bo udomowiony może być jedynie gatunek lub podgatunek, czy to zwierzęcia czy rośliny.

(przed dalszym ciągiem, w razie jeśli czyta to ktoś ze świata nauki: to wpis popularnonaukowy przeznaczony dla ludzi bez specjalistycznej wiedzy, stąd pojawią się pewne uproszczenia – gdzieniegdzie pojawią się przypisy gdy tekst będzie sprawiał wrażenie puszczania się poręczy)

Mylenie tych dwóch pojęć wynika zapewne m.in. z niefortunnego nazewnictwa – w polskim języku nieoswojone zwierzę żyjące na wolności określa się mianem „dzikiego”, te które nam towarzyszą są potocznie nazywane „domowymi”, i system ten jest prosty w większości sytuacji. Dla przeciętnego człowieka problem zaczyna się w momencie gdy zwierzę tzw. „dzikie” znajdzie się oswojone w sytuacjach domowych, i tak np. po zobaczeniu oswojonego lisa w czyimś mieszkaniu potoczne nazewnictwo przestaje się sprawdzać. „Ten lis nie jest dziki, tylko mieszka z kimś w domu. Czyli… udomowiony?”. I analogicznie, w przypadku domowych: „Ten kot jest wolnożyjący i boi się ludzi, czyli… dziki?”.

Nazewnictwo ma tu znaczenie o tyle, że jest gigantyczna różnica między zachowaniem i potrzebami zwierząt gatunków nieudomowionych (tzw. „dzikich czy egzotycznych”) a gatunków udomowionych jak psy, koty czy konie. Brak wiedzy w tej dziedzinie i mylenie pojęć „oswojony i „udomowiony” bywa cynicznie wykorzystywane przez handlarzy zwierzętami z pierwszej grupy, co często, w konsekwencji, oznacza krzywdę dla zwierząt, bo trafiają w ręce ludzi którzy nie mają pojęcia na co się porywają, i w wyobrażeniach których lis w domu będzie zachowywał jak pies, szop jak kot, a wiewiórka jak chomik. Co kończy się małą katastrofą i porzuconym czy odsprzedanym zwierzęciem.

Nie pomaga w tej sytuacji fakt, że w świecie nauki nie istnieje konsensus (zgoda) co do tego, jak zdefiniować „udomowienie” (1). Nie oznacza to, że nie wiemy co ten termin oznacza i czym się objawia – wiemy, po prostu sytuacja wygląda podobnie jak w przypadku pojęcia „inteligencja”, czyli każdy intuicyjnie potrafi odpowiedzieć na pytanie czym mniej więcej jest, wiemy też czym się objawia i mamy narzędzia do pewnej formy mierzenia jej, jeśli jednak zapytać psychologa o definicje pojęcia „inteligencja”, to konkretów zabraknie i otrzymamy ogólnik w postaci np. „zdolność do przetwarzania informacji i kreatywnego rozwiązywania problemów”. To nie będzie jednak definicja tylko luźny opis i podobnie kwestia wygląda przy definiowaniu „udomowienia zwierząt”.

Choć nie ma wyczerpującej definicji, to wiemy jakie są jego objawy z racji istnienia tzw „syndromu udomowienia” – jest to zestaw cech które występują w podobnej formie u wszystkich udomowionych gatunków i są one tym, co odróżnia psa od wilka, kota od żbika afrykańskiego czy świnię od dzika. Są wyznacznikiem tego, po czym poznać udomowiony gatunek który został w pewien sposób sztucznie wyodrębniony z nieudomowionego „oryginału”. Te cechy to zarówno różnice w budowie ciała (mniejsze osobniki, mniejsza czaszka, mniejsza różnorodność uzębienia, zmiany w ubarwieniu sierści), różnice w cyklu życiowym, czyli np. częstsze rozmnażanie się, krótsze ciąże i większe mioty, oraz różnice w zachowaniu – większa tolerancja na stres i mniejsza agresja. Z racji tych właśnie różnic, występujących u wszystkich gatunków wyodrębnionych przez udomowienie na drodze selekcji, nie może być mowy o „udomowionych lwach” czy „małpach” – jeśli zwierzę w cyrku czy czyjejś klatce nie różni się od osobnika żyjącego na wolności, to nie ma mowy o udomowieniu, jedynie o oswojeniu czy wytresowaniu danego zwierzęcia. Dlaczego to takie ważne? Kluczem jest tu właśnie odporność na stres i mniejsza agresywność zwierzęcia, kluczem zarówno do zrozumienia czemu trzymanie takich zwierząt w niewoli jest dla nich krzywdzące, jak i do zrozumienia w jaki tak właściwie sposób można udomowić zwierzęta jakiegoś gatunku i stworzyć gatunek czy podgatunek „udomowiony”.

Nie bez powodu wspomniałem we wstępie o Darwinie – on jako pierwszy, po przyjrzeniu się różnicom pomiędzy udomowionymi i nieudomowionymi zwierzętami zauważył i opisał istnienie cech wspólnych, które później okazało się „syndromem udomowienia”. Darwin był bardzo mądrym człowiekiem z fenomenalną zdolnością wnioskowania ale możliwości badawcze miał ograniczone (XIX wiek) – założył wtedy, że te cechy biorą się z „delikatniejszych” warunków życia, i teoretycznie trzyma się to kupy, jeśli wziąć pod uwagę zanik sierści (czyli kolorów ochronnych), czy redukcję uzębienia. Zwierze żyjące w niewoli ich nie potrzebuje. Teoria ta miała jednak wady – założenie, że cechy te są kształtowane przez środowisko życia zwierzęcia oznaczałoby, że powinny zanikać jeśli udomowione zwierzęta przywrócić naturze na np. kilkadziesiąt pokoleń, badania jednak pokazały, że tak się nie dzieje (2) Teoria też się nie sprawdza jeśli istnienie tych cech miałoby mieć genezę łączoną z genetyką – przekazywane w ten sposób cechy wykształcone środowiskowo nie zaniknęłyby całkowicie i mielibyśmy mix cech „dzikich” nadal występujących od czasu do czasu. Musi tu zachodzić inny mechanizm, który sprawia że te same cechy występują u udomowionych bardzo różniących się od siebie gatunków, niezależnie od tego gdzie i kiedy zostały udomowione.

Jak pokazał pewien trwający już prawie 60 lat eksperyment w wyniku którego udało się częściowo odtworzyć udomowienie psa robiąc to samo z lisem, stres i agresywność zwierzęcia (wynikająca z poziomu hormonów) może mieć tu decydująca znaczenie. Żeby jednak w pełni zrozumieć wagę tego eksperymentu i to, co sugerują jego wyniki, trzeba zacząć od innej strony i zrozumieć zarówno jak działa umysł dzikiego zwierzęcia nieudomowionego gatunku oraz jak mogło się potoczyć ich udomawianie. Tu niestety będę musiał sam trochę „podarwinić” – czyli z braku możliwości sprawdzenia hipotez, ocierając się o fantazję, poteoretyzować na podstawie swoich doświadczeń z pracy ze zwierzętami różnych gatunków.

Stres u ludzi jest niemile widziany, u dzikich zwierząt jest jednak niezbędny do przeżycia – każdy bodziec stresogenny wyzwala w zwierzęciu reakcje „walcz lub uciekaj” i wynika to z prostoty realiów życia takich zwierząt. Polega ono na zachowaniu balansu energii – zdobywaniu jej przez pożywienie i wydawaniu na rozmnażanie, odchowanie potomstwa oraz na zdobycie kolejnej energii. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli zdarzy Ci się kontuzja i nie możesz zdobywać energii, to umierasz i stąd nawet pozornie niegroźne urazy mogą być w konsekwencji dla dzikich zwierząt zabójcze, zwłaszcza jeśli chodzi o bazujące na szybkości drapieżniki czy na tej samej szybkości bazujące ich ofiary – jeśli nie możesz czegoś złapać i zjeść, lub nie możesz uciec przed czymś co chce zjeść Ciebie, to umierasz. Stąd dzikie zwierzęta unikają konfrontacji z czymś, co potencjalnie może je zranić, a z czym konfrontacja nie jest niezbędna – oddalenie się czy ucieczka jest lepszym rozwiązaniem, a walka jest opcją jedynie w przypadku zagrożenia życia zwierzęcia lub jego młodych. Stres i uwalniane hormony w sytuacji potencjalnie niebezpiecznej są tu regulatorem tego jak szybko zwierzę na takie sytuacje reaguje – jeśli niedostatecznie szybko, to może się to skończyć śmiercią i gatunek pozbawiony odpowiednio szybkich reakcji przegra w wyścigu ewolucji. Przy czym ta szybkość odnosi się zarówno do ucieczki sarny jak i do wciągnięcia się żółwia do skorupy – generalnie im delikatniejsze zwierze, tym musi być bardziej płochliwe żeby przeżyć (czyli reagować większą dawką stresu przy sytuacjach nawet lekko niebezpiecznych).

Coś co zwierzęta stresuje najbardziej to coś, czego nie znają. Każdy nieznany bodziec może być potencjalnie niebezpieczny, a już zdecydowanie niebezpieczne może być zainteresowane Tobą inne zwierzę którego nie potrafisz zidentyfikować pod kątem zagrożenia. Jeśli jesteś dzikim zwierzęciem, to zainteresowane Tobą inne dzikie zwierzę oznacza kłopoty, jeśli nie jest partnerem seksualnym lub/i członkiem stada – bo to oznacza, że może być potencjalnym drapieżnikiem, innej opcji nie ma.

Tu dochodzimy do człowieka i (możliwego) powodu dla którego dzikie zwierzęta się go za automatu obawiają – jesteśmy tak naprawdę nagą małpą która wrzucona w świat dzikich zwierząt, bez zdobyczy techniki, byłaby łatwym łupem dla każdego drapieżnika. Mimo tego przypadki ataków dużych ssaków na ludzi są czymś wyjątkowym i raptem w kilkadziesiąt tysięcy lat jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego i dzikie zwierzęta nas generalnie unikają. Czemu?

Nieznany, poruszający się obiekt to najbardziej stresogenny bodziec dla dzikich zwierząt – znany i przewidywalny, niegroźny, do takich reakcji nie doprowadzi. Zwierzęta jednak nie rozumieją konceptu ubrań, nie rozumieją konceptu zmiany zapachu (perfumy, fajki), nie rozumieją też konceptu języka – zagrożenia identyfikują za to na podstawie kształtu obiektu, jego zachowania, dźwięków które wydaje, zapachu czy kolorów. Co z tego wynika? To, że każdy poszczególny osobnik naszego gatunku może się jawić dzikim zwierzętom jako coś zupełnie nowego, czego nie znają.

Jeśli będziesz się regularnie pojawiał w obecności dzikiego zwierzęcia mniej więcej w tym samym ubraniu, wydzielając ten sam zapach, przyzwyczajając je do swojego głosu, to stopniowo przyzwyczaisz dzikie zwierzę to swojej obecności i może zacząć Cię tolerować, tak, jak wzajemnie tolerują się np. roślinożercy różnych gatunków. Jeśli jednak pewnego dnia zmienisz to ubranie na diametralnie inne, skropisz się perfumami i zaczniesz mówić inną tonacją czy barwą głosu, to staniesz się czymś, czego to zwierzę nie rozpozna, a że będziesz dużym zwierzęciem które nie wiadomo jakie ma intencje, czymś nieznanym, będziesz znowu oznaczał dla zwierzęcia stres.

W teorii można tak przyzwyczaić do siebie nawet najbardziej płochliwe zwierzę – oznacza to jednak tylko przyzwyczajenie, bycie tolerowanym jako nieszkodliwy element otoczenia. Czego to nie oznacza, to oswojenia – czyli sprawienia, żeby zwierzę traktowało Cię jak przedstawiciela swojego gatunku. Przyzwyczajone do Ciebie zwierzę nadal będzie reagowało stresem i ucieczką przy próbie jakiegokolwiek kontaktu czy choćby próbie zbliżenia się do niego, oswojone może Ci na to pozwalać. Haczyk jest jednak jeden – zwierzę trzeba od urodzenia przyzwyczajać do kontaktu z człowiekiem, choć bywają odstępstwa od reguły.

Imprinting, czyli wdrukowanie, w wielkim uproszczeniu proces polegający na sprawieniu, że zwierzę uzna Cie za matkę a przez to innych osobników homo sapiens jako osobników swojego gatunku. Filozofii tu wielkiej nie ma – każdy ptak czy ssak od urodzenia odchowywany przez człowieka zostanie temu poddany i nie ma absolutnie żadnej magii np. w widoku człowieka w towarzystwie dużego kota, to nie „potęga miłości” czy niesamowite zdolności tego człowieka – to zwykły proces który zajdzie zawsze przy odchowaniu dzikiego zwierzęcia przez człowieka. W większości przypadków niemożliwe jest odwrócenie tego procesu, stąd nieuzasadnione oswajanie dzikich zwierząt wynikające z próżności człowieka jest robieniem temu zwierzęciu krzywdy – zamknie mu drogę do wolności.

Oswajanie dzikich zwierząt było wstępem do udomowienia, nie jest jednak tożsame – oswojone zwierzęta nieudomowionych gatunków nie różnią się niczym od ich dzikich odpowiedników, z całym pakietem – czyli choćby wymagania terytorialne czy instynkty mają nadal takie, jak zwierzęta dzikie. Istotne też jest to, czy oswojone dzikie zwierzęta w naturze żyją w grupach czy samotnie – samotniki będą dobrze się dogadywać z człowiekiem który je wychował i oswoił, ale już nie będzie im po drodze z innymi ludźmi, bo instynkty są tu silniejsze. Nie bez powodu udomowione zwierzęta żyjące z człowiekiem to generalnie zwierzęta których pierwowzory żyły w grupach, i jedynym wyjątkiem jest tu kot domowy, to jednak wynika z tego jak został udomowiony, o czym później.

Co jest bardzo istotne przy oswojonych, odchowanych od małego dzikich zwierzętach to ich losowość pod względem tolerancji na stres i zachowań jako takich. Jest to widoczne nawet u udomowionych gatunków – szczenięta z tego samego miotu i chowane w tych samych warunkach zupełnie inaczej będą podchodzić do nieznanych bodźców, ich psychika też się będzie bardzo różnić, a są to jednak zwierzęta „przytemperowane” przez proces udomowienia. Jeśli rozrzut tolerancji u psów czy kotów na stres, i przez to pewnej przewidywalności, rozłożyć na skali 1-10, to psy można wrzucić gdzieś na 2 (bardzo przewidywalne), koty na 5, a jeśli na tej skali chciałoby się rozłożyć przewidywalność w obliczu stresu oswojonego, dzikiego zwierzęcia, to trzeba tę skalę rozszerzyć do 100 i dwa osobniki tego samego gatunku mogą mieć rozrzut o kilkadziesiąt oczek, co zobaczyłem na własne oczy zajmując się sporą ilością różnych, oswojonych zwierząt.

Zachowanie dwóch, oswojonych zwierząt nieudomowionego gatunku może być diametralnie różne, bez porównania i analogii do np. dwóch psów czy kotów – już dwa koty wychowane w optymalnych warunkach mogą zupełnie inaczej reagować na dotyk człowieka, przy nieudomowionym gatunku ten rozrzut może być od tolerancji, do agresji i wiąże się to z hormonami i stresem, co potwierdziło badanie nad udomowieniem lisów o których wspomniałem wyżej, a do którego dojdziemy niedługo.




Jak ma się to do udomowienia np. wilka do tej pozornej dygresji wyżej? Archeologia moment w którym pojawiają się faktycznie psy, czyli nastąpił już proces udomowienia wilka, wskazuje na ok 15 tys lat p.n.e., 17 tysięcy lat temu. To okres w którym ludzie byli jeszcze myśliwymi-zbieraczami, żyjącymi w małych grupach i choć może być ciężko wyobrazić sobie jak nagle z wilków zrobiły się współpracujące z człowiekiem psy, staje się to łatwiejsze biorąc pod uwagę powyższe – w którymś momencie, nastąpił kontakt wilków z człowiekiem, i czy odbyło się to początkowo na zasadzie żerowania wilków na odpadkach pozostawianych przez obozowiska ludzi, czy też może na współpracy między myśliwymi i wilkami analogicznie do obecnej współpracy pewnych rybaków z dzikimi delfinami w Brazylii, które naganiają im ryby w zamian za swoją „działkę”(3). Jak te pierwsze kontakty by nie wyglądały, w którymś momencie ludzie najprawdopodobniej zaczęli wilki oswajać i najprostszą metodą musiał być imprinting. Biorąc pod uwagę rozrzut w możliwych zachowań tak odchowanych zwierząt, część nadawała się do współpracy, część nie – z powodu agresji, małej tolerancji na stres w obliczu prób zaburzenia im instynktu. Paleolit był brutalnym okresem i na sentymenty nie było miejsca. Myśliwi-zbieracze nie mieli żadnego pożytku z agresywnych czy niezależnych zwierząt, które wybierając wolność stanowiłyby dla naszych przodków konkurencje lub zagrożenie. Osobniki niewspółpracujące były eliminowane, bardzo możliwe, że zjadane i choć dowodów na to drugie brak z tamtego okresu, to dowody na jedzenie psów pochodzą np. w Europie z neolitu (4), i można zakładać, że nie było to czymś wyjątkowym. Co nastąpiło, to rozmnażanie wilków które były łagodne i zdatne do ułożenia – ich agresja i reagowanie stresem na współpracę z człowiekiem było eliminowane, pojawiły się oznaki „syndromu udomowienia” i doszło w końcu do wyodrębnienia się psa. Nowego podgatunku pochodzącego od wilka, którego przedstawiciele wilkami nie byli – na drodze jedynej mającej sens selekcji, czyli nastawienia tych zwierząt do człowieka i ich podatności do współpracy. Nie rozmnażano tych zwierząt pod kątem tego czy głośniej i częściej szczekały, czy też czy szybciej biegały – jedynym sensownym kryterium było rozmnażanie pod kątem przydatności takiego zwierzęcia, a pożytku ze zwierzęcia agresywnego i krnąbrnego nie było żadnego.

 

WolfDog

 

Proces udomowienia zwierząt przeznaczonych jako pokarm przebiegał zapewne podobnie. W którymś momencie paleolitu, gdy zaczęliśmy już zakładać osady, człowiek zaczął trzymać w zagrodzie dziki. Jak wyglądały te pierwsze próby? Łapano warchlaki? Tu już wnioskowanie zawodzi, co jednak zajść musiało, to eliminacja osobników które źle znosiły obecność człowieka. Zwierzęta permanentnie zestresowane rozmnażają się dużo gorzej, więc ta eliminacja mogła po części nastąpić sama z siebie, choć pewnie był to mix – człowiek chcący zabić hodowanego dzika nie mógł za każdym razem ryzykować życia wchodząc do zagrody, więc przy hodowli osobniki agresywne były zapewne eliminowane w pierwszej kolejności. Można gdybać, ale podobnie jak w przypadku wilków, jedyna sensowna selekcja zwierząt musiała być oparta na potulności i łagodności. Rozmnażanie tych największych ma sens tylko wtedy, gdy nie musisz z nimi za każdym razem walczyć przy zabijaniu ich, karmieniu czy jakichkolwiek innych interakcjach. I, jak w przypadku wilków, po długim i bliżej nieokreślonym upływie lat, z dzika wyodrębnił się na drodze selekcji udomowiony podgatunek – świnia.

 

boarPig

 

Zupełnie inaczej miała się sprawa z kotami domowymi – ich niezależność i trudność w układaniu nie jest tylko przysłowiowa, jak pokazały badania genetyczne, znacznie bliżej im do ich dzikich protoplastów (kot nubijski), niż np. psom do wilków (5). Specyfika tych zwierząt bierze się ze sposobu w jaki zostały udomowione – najprawdopodobniej po prostu udomowiły się same, bez selekcji ze strony człowieka. Kontakt człowieka z kotami zaczął się wraz z rozwojem rolnictwa, gdy grupy ludzi zaczęli zakładać stałe osady i uprawiać rośliny (które też zostały udomowione, ale to inna historia). Zaczęto wtedy też magazynować żywność w postaci płodów rolnych, co przyciągało gryzonie – ofiary dzikich kotów, kotów nubijskich. Koty nie były dla człowieka konkurencją, nie były dla niego groźne, współpraca następowała sama z siebie, nie było potrzeby ich selekcjonowania i przystosowywania ich do niej. Biorąc pod uwagę jednak różnice osobnicze w tolerancji na stres, w pobliże ludzkich siedzib zapuszczać się musiały tylko te osobniki, które nie bały się ludzi, oraz które bez problemu rozmnażały się w ich sąsiedztwie. Po pewnym czasie jeszcze lepiej miały te, które zupełnie nie bały się ludzi i np. korzystały z ich odpadków czy schronienia przy wychowywaniu potomstwa. Zaszła selekcja w pewien sposób naturalna, bo nie było potrzeby selekcjonować ich sztucznie – robiły co miały robić bez niej i nie stanowiły zagrożenia dla człowieka ani nie komplikowały mu życia, w jego otoczeniu za to rozmnażały się te, których to nie stresowało. W momencie w którym kot zaczął towarzyszyć człowiekowi w zakładaniu nowych osad, została przyklepana droga do częściowego udomowienia – najstarsze ślady jakie znamy to resztki kota pochowane z człowiekiem na Cyprze i pochodzą sprzed 9,500 lat (6).

 

CatNubian

 

Żeby powyższe scenariusze trzymały się kupy potrzebny jest jeden warunek: łagodność zwierzęcia, jego podatność na oswojenie i brak stresu przy interakcji z człowiekiem musi być dziedziczne. Praktycznie wszystkie udomowione podgatunki zostały wyodrębnione metodą prób i błędów tysiąc i więcej lat temu – z jednym wyjątkiem w historii nowożytnej, gdzie proces udomowienia udało się częściowo przeprowadzić na lisach i który eksperyment polegał właśnie na selekcji jedynie pod kątem „łagodności” – zaowocował pojawieniem się „syndromu udomowienia” u lisów srebrzystych (7).

 

Dymitryi

fot: Lyudmila N. Trut

 

W latach 60tych w ZSRR, genetyk Dmitry K. Belyaev założył, że scenariusze udomowienia musiały wyglądać podobnie do tych wyżej – selekcja dzikich zwierząt w tamtych okolicznościach musiała przebiegać głównie pod kątem ich przydatności dla człowieka, a zwierzę które jest wobec niego agresywne przydatne nie będzie. „Syndrom udomowienia” też musi mieć podłoże genetyczne, zagadką jest natomiast czemu te cechy są mniej więcej takie same. Postanowił odtworzyć proces i przeprowadzić selekcję pod tym kątem, używając do tego lisów. Z fermy lisów w Estonii zakupił 30 samców i 100 samic – były to lisy srebrzyste, hodowane na futro i w pewien sposób już po wstępnej selekcji. Zestresowane zwierzęta rozmnażają się gorzej, siłą rzeczy więc te które były w istniejącej wtedy kilkadziesiąt lat fermie lisów, musiały być lepiej przystosowane do stresu. Belayev zaczął je rozmnażać i postawił na jak najmniejszy wpływ człowieka w ich rozwój, żeby wyeliminować ryzyko wyuczenia – chciał udowodnić, że „łagodność” może być przekazywana z pokolenia na pokolenie i nie ma związku z tresurą tych zwierząt. Rozmnożone lisy przebywały w klatce matką do 2 miesiąca, później przez miesiąc z miotem, ale bez matek. Gdy mają 3 miesiące, każdy trafia do osobnej klatki.

Jak testowana jest „łagodność”? Za pomocą serii testów. Gdy szczenię ma miesiąc, tester podaje mu jedzenie na wyciągniętej ręce i próbuje pogłaskać – test następuje dwa razy, gdy lis jest w klatce i za drugim razem gdy przebywa z miotem w większym pomieszczeniu i może wybrać, czy woli kontakt z eksperymentatorem czy z innymi szczeniakami. Test powtarzany jest co miesiąc, aż lis osiągnie 7 miesięcy.

Gdy osiągają dojrzałość płciową, w wieku 7-8 miesięcy, wyniki tych testów są podsumowywane i lisy zostają zakwalifikowane do 3 kategorii. Do IIIciej trafiają lisy które uciekają od eksperymentatorów lub gryzą ich przy próbie pogłaskania. Do drugiej, te które pozwalają się głaskać, ale nie ma z ich strony na to żadnej reakcji. Do pierwszej zostają zakwalifikowane te, które wykazują pozytywne reakcje na kontakt z człowiekiem. Rozmnażane są jedynie te z grupy pierwszej i przez kilka lat jest to kilka procent lisów. Po raptem 6 pokoleniach, u lisów rozmnażanych pod kątem „łagodności” pojawiają się nowe zachowania i z konieczności Belyaev zakłada nową grupę, „Elitę” – lisy w tej grupie łakną kontaktu z eksperymentatorem, piszczą dla zwrócenia uwagi człowieka, wąchają i liżą ręce – zachowania te pojawiają się już w pierwszym miesiącu życia tych wyselekcjonowanych lisów. Po 10 pokoleniach ok 20% szczeniaków trafiło do „elity”, po 20 pokoleniach ta liczba wzrosła do 35%. Po 40 latach kontynuowanej selekcji (kilkanaście lat po śmierci założyciela), 45000 tysiącach lisów i ok 35 pokoleniach, na fermie jest 100 lisów których zachowanie jest diametralnie różne od dzikich krewniaków – merdają ogonem, łakną kontaktu z człowiekiem, a u części da się zaobserwować początek „syndromu udomowienia”, m.in. oklapnięcie uszu, redukcję czaszki, zmiany w częstości rozmnażania.

 

Fox

fot: Dan Child

 

Polecam pełen opis i relację kontynuatorki projektu widocznej na zdjęciu wyżej, fascynująca lektura:

http://www.americanscientist.org/issues/feature/1999/2/early-canid-domestication-the-farm-fox-experiment/4

Co udało się również zaobserwować u „elity”, to spadek natężeń hormonów m.in. stresu – i jak twierdzi kontynuatorka projektu, Ludmiła Trut:

„Ponieważ zachowanie zwierząt ma swoje korzenie w ich fizjologii, selekcja pod kątem łagodności zwierzęcia oznacza selekcję pod kątem zmian w systemie zawiadującym hormonami. Te zmiany mogą mieć natomiast dalekosiężny wpływ również na rozwój zwierzęcia, jego budowę i wygląd. To może tłumaczyć, dlaczego rozmnażanie zwierząt pod tym kątem doprowadzić może do bardzo podobnych zmian w budowie różnych, odmiennych udomowionych gatunków które zostały poddane selekcji na tej zasadzie<8>”

Instytut prowadzący ten eksperyment boryka się ostatnimi czasy z problemami finansowymi, i zaczął sprzedawać półudomowione lisy – jeśli jednak zapaliła Ci się lampka, to ceny są od kilku tysięcy dolarów w górę, a kolejka jest długa. Korzystają jednak z tego oszuści którzy powołują się na ten instytut handlując lisami „zwykłymi”.

Choć można dyskutować nad etyka i zasadnością tego eksperymentu, to jego wpływ na wiedzę o procesie udomowienia jest niezaprzeczalny i pojawiają się badania które wskazują na to, że faktycznie „syndrom udomowienia” wynika z rozmnażania pod kątem łagodności zwierząt, i zmiany które się wtedy objawiają w pewien sposób podpięte są pod geny odpowiadające za prawidłową gospodarkę hormonalną u dzikich zwierząt, czyli krótko mówiąc: „syndrom udomowienia” to efekt uboczny rozmnażania zwierząt pod takim kątem.<9>

Brutalnie rzecz ujmując, zwierzęta rozmnażane i selekcjonowane pod kątem łagodności, były rozmnażane pod kątem zaburzenia układu zawiadującego m.in. dawkami hormonu stresu i nie będzie dalekie od prawdy, że zwierzęta udomowione zostały rozmnażane pod kątem upośledzenia które było wygodne dla naszych przodków. Zwierzęta gatunków nieudomowionych mają tę gospodarkę w normie, a stres jest im potrzebny do życia w naturze, nie leży w ich naturze za to kontakt z człowiekiem, i tylko od predyspozycji danego osobnika zależy, jaki będzie jego kontakt z człowiekiem który go oswoił i z innymi ludźmi.

Zwierzę gatunku nieudomowionego nawet jeśli oswojone i żyjące w niewoli, nie różni się od przedstawicieli tego gatunku żyjących na wolności – ich instynkty nie zostały zredukowane udomowieniem, a do ich zaspokojenia będzie dążyło każde zwierze i brak możliwości ich zaspokojenia będzie dla tego zwierzęcia frustracją. Na ludzkie przekładając – to nie będzie zwierzę szczęśliwe, a niewola będzie je męczyć.

W Polsce trwa boom na zwierzęta nieudomowionych gatunków, rzetelnych informacji brakuje, a ludzie kupują małpki, szopy, surykatki czy fenki pod wpływem obejrzenia filmu na Youtubie i w celu spełnienia egoistycznej zachcianki. Trzymanie takich zwierząt w domu, biorąc pod uwagę jak wygląda ich życie w naturze i ich instynkty, to jak trzymanie psa przez całe życie w klatce 1x1m – przeciętny, tzw „miłośnik zwierząt” nazwałby takie traktowanie psa barbarzyństwem i sadyzmem, ale przez brak wiedzy, ignorancję i czasem celową dezinformację handlarzy „egzotycznymi” zwierzętami, trzymanie w domu małpki czy szopa nie jest traktowane jako coś nagannego, i ludzie myślą, że takie zwierzę jest jak pies czy kot, bo nie wiedzą czym jest udomowienie i z czego wynika – czyli jak bardzo różne są zwierzęta gatunków udomowionych od tych nieudomowionych.

Dowiadują się najczęściej gdy jest już za późno, a handlarz zwrotu zwierzęcia nie przyjmie – zwierzę nieudomowionego gatunku będzie chciało swoje instynkty zaspokajać, i najczęściej nie będzie podatne na zmianę tego zachowania, chyba, że kogoś nie brzydzi tresura bólowa jak ma to miejsce np w cyrkach(10). Urocza małpka po osiągnięciu dojrzałości płciowej w naturze będzie walczyła o pozycję w stadzie, a gdy stadem staje się człowiek, nic się nie zmienia – będzie o tą dominację walczyć. W oczach nabywcy zamienia się w małego potwora, choć tak naprawdę po prostu robi to, do czego wykształciła ją natura. Ostronos będzie szukał pożywienia nawet jak jest najedzony demolując meble i rozdrapując co popadnie – bo takie ma instynkty, i odchowanie go od małego nic nie zmieni. Lis będzie znaczył teren i zapach jest niewyobrażalnie intensywny będąc jednocześnie bardzo nieprzyjemnym, może też stać się agresywny wobec innych ludzi niż opiekun, bo nie są to zwierzęta stadne.(10a)

Gdy człowiek który bezmyślnie kupił zwierzę nieudomowionego gatunku staje przed jego prawdziwym obliczem, staje się wtedy bezradny. Handlarz zwrotu nie przyjmie, nie ma w Polsce schronisk dla takich zwierząt, jedyne co zostaje to próba odsprzedania, i w sieci takich nie brakuje, a gdy to zawiedzie? Porzucenie lub gorzej. Ile jest zwierząt gatunków nieudomowionych w tym momencie w prywatnych rękach w Polsce? Nie ma takich danych, ale anegdotyczne opowieści lekarzy weterynarii z klinik dla egzotyków jeżą włosy na głowie (11) – boom trwa od kilku lat i nie ma nad tym żadnej kontroli, a w konsekwencji prędzej czy później grozi to falą porzuceń egzotyków gdy te dorosną i sfrustrowane zaczną sprawiać problemy.

Oczywiście, jak pisałem wcześniej, rozrzut w zachowaniach takich zwierząt jest ogromny, i może się zdarzyć, że zakupiona małpa, szop czy ostronos będą potulnymi, domowymi maskotkami nawet jak dorosną – szanse na to są jednak małe bo nie są pod tym kątem selekcjonowane zwierzęta kosztujące kilka tysięcy złotych, sprzedaje się je jak leci. Szansa na potulne zwierzę nieudomowionego gatunku jest mała i zakup można porównać do kupienia pudełka czekoladek, w którym tylko 2 będą smaczne – reszta zaowocuje kilkoma dniami spędzonymi z rozwolnieniem. Gdy chodzi o zakup egzotycznego ssaka czy ptaka, to „rozwolnienie” będzie trwało kilka lub kilkanaście lat i może być koszmarem dla nabywcy. Być może względy egoistyczne odwiodą kogoś od zakupu surykatki, lisa czy małpy, jeśli nie przekonują go kwestie etyczne – czyli graniczące z sadyzmem spełnienie próżnej zachcianki kosztem zwierzęcia nieudomowionego gatunku.

P.S Choć polska wikipedia to złe miejsce do czerpania wiedzy, tak np tabela z wypisem udomowionych podgatunków jest całkiem rzetelna (choć brakuje m.in kawii, czyli potocznie świnek morskich) – które zwierzęta są udomowione? W linku: https://pl.wikipedia.org/wiki/Domestykacja_zwierz%C4%85t

 

Przypisy:

1) Crockford S. J., 2004 Animal domestication and vertebrate speciation: a paradigm for the origin of species. Ph.D. Thesis. University of Victoria, Victoria, BC, Canada.
http://www.ibrarian.net/navon/paper/Animal_Domestication_and_Vertebrate_Speciation__A.pdf?paperid=12830395

2) Kruska D.C.T., 2005, On the Evolutionary Significance of Encephalization in Some Eutherian Mammals: Effects of Adaptive Radiation, Domestication, and Feralization. Institut für Haustierkunde, Christian-Albrechts-Universität, Kiel, Germany
http://www.karger.com/Article/Abstract/82979

3) „Clues to an Unusual Alliance Between Dolphins and Fishers” – Daniel Strain
http://www.sciencemag.org/news/2012/05/clues-unusual-alliance-between-dolphins-and-fishers

4) Martin P.,Saladie P., Nadal J., Verges J.M., 2014, Butchered and consumed: Small carnivores from the Holocene levels of El Mirador Cave (Sierra de Atapuerca, Burgos, Spain)
http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S1040618214005679

5) „Comparative analysis of the domestic cat genome reveals genetic signatures underlying feline biology and domestication”
http://www.pnas.org/content/111/48/17230.abstract

6) J.-D. Vigne, J. Guilaine, K. Debue, L. Haye, P. Gérard.,2004, Early Taming of the Cat in Cyprus
http://science.sciencemag.org/content/304/5668/259

7) Ludmila Trut, 1999, Early Canid Domestication: The Farm-Fox Experiment
http://www.americanscientist.org/issues/feature/1999/2/early-canid-domestication-the-farm-fox-experiment/4

8) Claudio J. Bidau, 2009, Domestication through the Centuries: Darwin’s Ideas and Dmitry Belyaev’s Long-Term Experiment in Silver Foxes
http://www.scielo.cl/scielo.php?script=sci_arttext&pid=S0717-65382009000300006

9) Adam S. Wilkins, Richard W. Wrangham, W. Tecumseh Fitch 2014, The “Domestication Syndrome” in Mammals: A Unified Explanation Based on Neural Crest Cell Behavior and Genetics
Genetics, vol. 197
http://www.genetics.org/content/197/3/795

10) :http://animalus.eu/tresura-w-cyrkach/

 

10a) http://www.otwarteklatki.pl/jestes-odpowiedzialny-za-to-co-oswoiles-wywiad-z-joanna-opiekujaca-sie-lisami-uratowanymi-z-hodowli/

 

11) https://weterynarzbezgranic.wordpress.com/2015/08/12/malpka-do-towarzystwa/

 

 

(wpis oryginalnie został opublikowany 15 dnia listopada 2016 na moim starym blogu pod adresem: http://animalus.blog.pl/2016/11/15/udomowienie-oswojenie/ )

https://web.archive.org/web/20170618233811/http://animalus.blog.pl/2016/11/15/udomowienie-oswojenie/




Podobne wpisy

Zaginęły nieliczne wilki w Holandii i w Belgii – niewykluczone celowe zabicie
Słynny treser cyrkowy zabity przez swoje tygrysy
Niezwykła podróż lisa – 3500 km w 76 dni
Zanieczyszczenie hałasem szkodliwe dla ptaków

1 Response

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.