Wolonturystyka w Afryce
Jeśli tak jak mnie kręcą Cię zwierzęta, a duże koty w szczególności, to być może przyszło Ci kiedyś na myśl żeby swoje życie zacząć planować pod tym kątem. Jeśli zdjęcia ludzi opiekujących się kotami w Afryce wywołują u Ciebie szybsze bicie serca i myślisz sobie „też tak chcę!” oraz gotów byłbyś pracować w takich miejscach choćby za darmo, to mam dla Ciebie jedną dobrą i kilka złych wiadomości.
Dobra jest taka, że w Afryce istnieje mnóstwo ośrodków oferujących możliwość wolontariatu przy dzikich kotach. Już po szybkim googlu znajdziesz placówki oferujące Ci przygodę swojego życia polegającą na opiekowaniu się np. lwami czy gepardami.
Brzmi i wygląda to super, ale jest jeden haczyk – to Ty musisz tym placówkom zapłacić za możliwość pracy u nich, a ceny kształtują się od 4000zł wzwyż. Za miesiąc.
Człowiek który nigdy nie wnikał w ten temat może się zdziwić. Wolontariat w Polsce to coś z założenia robione za darmo – z obustronnymi korzyściami. Ty pracujesz na rzecz danej placówki zyskując doświadczenie czy robiąc to z poczucia misji, a oni się cieszą bo mają darmowe ręce do pracy. Sytuacja w której to Ty musisz zapłacić bardzo duże jak na nasze warunki pieniądze za możliwość wykonania dla kogoś fizycznej pracy wydaje się nielogiczna i absurdalna.
Ale po głębszym przemyśleniu ma to sens. Powodów jest kilka, z czego poboczne to:
-jesteś niewykwalifikowaną osobą którą trzeba przeszkolić i której trzeba poświęcić kupę czasu i uwagi, zwłaszcza na początku pobytu
-koszt utrzymania zwierząt w rodzaju dzikich kotów jest bardzo wysoki
-pracując w takim miejscu mieszkasz tam, jesteś na utrzymaniu danej placówki.
To powody poboczne. Główny jest dość brutalny i przyziemny: nie jesteś jedyną osobą, która chciałaby to robić. A imię wasze legion.
Na zachodzie taka forma spędzenia wakacji stała się popularna – w końcu niańczenie lwów czy gepardów to coś dużo, dużo ciekawszego niż suchy wyjazd na safari, prawda?
Placówki oferujące płatny wolontariat mają zazwyczaj komplet wolontariuszy, którzy często stają się ich główną formą dochodu. Jeśli dany ośrodek ma 10 czy 20 miejsc, to łączny, miesięczny przychód z woloturystów jest bardzo wysoki. I dopóki są osoby gotowe zapłacić takie sumy za możliwość pracy dla nich, dopóty się to nie zmieni. W Afryce wolontariat ze zwierzętami, zwłaszcza w krajach bardziej cywilizowanych jak RPA stał się odrębną, dobrze prosperującą gałęzią turystyki.
Efektem tego jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać placówki które nie opiekują się zwierzętami z zamiłowania czy poczucia misji, ale które robią to tylko i wyłącznie dla kasy. Mają np. lwy które rozmnażają, woloturyści mogą przyjechać, opiekowac się nimi, zrobić masę sweetfoci i wrócić do domu, często z przeświadczeniem, że oprócz przygody zrobili coś dobrego.
Nie zdając sobie sprawy, co tak właściwie dzieje się z tymi lwami gdy dorosną – a prawda jest bardzo brutalna. Oprócz osób które chciałyby miziać małe lewki w Afryce i są gotowe płacić żeby móc to robić, jest też inna grupa osób, która jest gotowa zapłacić duże pieniądze za możliwość pojechania do Afryki żeby móc te zwierzęta zabijać.
Myślistwo, które w gruncie rzeczy sprowadza się do odczuwania przyjemności z pozbawiania życie drugiej istoty, to temat na osobną notkę. W przypadku takich ośrodków „polowanie” na lwa wygląda następująco: odchowanego przez człowieka, oswojonego lwa wrzuca się na zamknięty, ogrodzony teren. Przyjeżdża facet z bronią, zabija go a później robi sobie z nim zdjęcie i ma poczucie, że właśnie zrobił coś w jego środowisku szacunogennego.
Jaka jest skala tego bezdusznego systemu, polegającego na tym, że jedni turyści płacą za możliwość niańczenia małych lewków a drudzy za możliwość ich zabicia gdy te podrosną? Bardzo duża, w RPA szacuje się, że 70% lwów będących w niewoli znajduje się właśnie na tego rodzaju fermach, a taki system „polowania” zyskał swoją własną nazwę: „canned hunting”.
Przy czym bardzo często woloturyści nie są nawet świadomi, że tak wygląda sytuacja, a problem nie dotyczy tylko lwów, lecz również innych zwierząt.
Oczywiście istnieją też ośrodki które trzymają duże koty z poczucia misji, choć są w mniejszości. W tych jednak młode zwierzęta, czyli coś, co turystów przyciąga najbardziej, są rzadkością. Jak rozróżnić lep na woloturystów od ośrodka który ma etyczną motywację? Zadając następujące pytania:
-Gdzie jest matka młodego?
-Dlaczego jest odchowywane „ręcznie”, a nie przez nią?
-Co dzieje się z młodymi gdy podrosną?
-Czy jeśli są wypuszczane na teren rezerwatów, czy innych dużych, kontrolowanych obszarów, to gdzie są teraz i czy placówka może to udowodnić poprzez odpowiednią dokumentację?
-Jeśli są wypuszczane, to czy stają się obiektem polowań?
-Jeśli stają się częścią programów hodowlanych, to jaki jest ich cel?
-Co dzieje się z nadmiarowymi zwierzętami danej placówki?
Jeśli mimo kosztów nadal byłbyś zdecydowany na ten rodzaj wolontariatu, to zawsze dogłębnie wniknij w tło etyczne danej placówki i zadaj im pytania wyżej. Woloturystyka zaczyna powoli stawać się atrakcją również dla Polaków, a w przyszłości zapewne stanie się równie popularna co na zachodzie.
Załóżmy, że znalazłeś ośrodek z dobrą misją, któremu zależy na zwierzetach, nie chcesz jechać tam na zasadzie atrakcji turystycznej tylko ciężko pracować i nie stać Cię na płacenie im aż tak dużych pieniędzy. Cóż, pociesze Cię – w takich ośrodkach czasami jest możliwość pracy za darmo, ale z oczywistych względów nie chwalą się tym na swoich stronach żeby nie stracić źródeł dochodu od „niedzielnych” wolontariuszy. Masz szanse na właściwy, darmowy wolontariat jeśli spełnisz odpowiednie warunki, czyli:
-chcesz pracować tam przez dłuższy czas, czyli np. rok
-masz już doświadczenie przy pracy ze zwierzętami które są w danej placówce
Demotywująca prawda jest taka, że musisz ośrodek który masz na oku przekonać, że jesteś wart tego aby trzymać Ciebie za darmo zamiast woloturysty który im będzie płacił za swój pobyt – a takich mają pod dostatkiem. Najważniejsze jednak to być 100% pewnym, że dana placówka faktycznie robi coś dobrego – bez odpowiedniego wybadania jej przed wolontariatem ryzykujesz stanie się częścią brudnego wolo-biznesu.
Pierwotnie wpis opublikowany 17.06.2014 na moim poprzednim blogu:
http://animalus.blog.pl/2014/06/17/woloturystyka-w-afryce/
O rety, jestem Ci mega wdzięczna za ten wpis! Wolontariat z dzikimi kotami to jedno z moich najskrytszych marzeń, kocham koty, a te dzikie budzą we mnie ogromny respekt. Nie miałam pojęcia, że ktoś w tak okropny sposób wykorzystuje naiwność dobrych ludzi. To nie są małe pieniądze, a nawet gdyby były małe, to nie chciałabym ani grosza dołożyć do takiej działalności! Kiedy będę na poważnie myśleć o wolontariacie, z pewnością skupię się na prześwietleniu każdego ośrodka.
No i dałeś mi iskierkę nadziei na długi i darmowy wolontariat. Ja kocham koty, a koty kochają mnie. Może kiedyś znajdę miejsce, w którym to będzie się liczyło bardziej, niż pieniądze. A jeśli się nie uda, to zapłacę – jeśli będę pewna, że pieniądze te idą na utrzymanie pokrzywdzonych, a nie zapętlanie czarnego rynku, to zapłacę z przyjemnością.
Pozdrawiam serdecznie :)