Koszmar dla zwierząt – mini ZOO pod Krakowem
Wczoraj miała miejsce interwencja KTOZ Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Myślenicach – gdzie ktoś założył sobie coś, co nazwał „Mini ZOO”, po czym na prywatne wybiegi i do klatek trafiło 200 zwierząt, w tym wg KTOZu małpy, ary, ostronosy, wiewiórki czy skunksy.
Wg biorących udział w interwencji warunki sa koszmarne, a sprawa ruszyła w media. Jak wspominałem przy okazji akcji pod Śremem, takich „hodowli” jest w Polsce przynajmniej jeszcze kilka, i właśnie na światło dzienne wyjrzała następna z nich.
Niestety, jeśli dobrze rozumiem co tu się stało, to doszło jedynie do skierowania zarzutów o znęcanie się, a nie do konfiskaty zwierząt (oprócz jednego barana), co w praktyce pewnie oznacza, że te zwierzęta tam spędzą następnych parę lat, a sprawa może zostać umorzona, bo w grę wchodzi tu kontekst i postać osoby, która to sobie założyła (detale w linkach). Ale jestem zgorzkniały po paru latach obserwowania takich tematów, więc mam sporą nadzieję, że się zdziwię.
Dobrze, że to wypłynęło, ale przy takim obrocie sprawy niewiele to może zmienić dla samych zwierząt – czyli dla kapucynek, ostronosów, itp, itd, które tam nadal będą. Co nie zmienia faktu, że to bardzo pozytywne, że w końcu ludzie zaczynają się takim prywatnym menażeriom przyglądać i coś w tym temacie robić.
Kilka spraw:
1) Nie można sobie w tym kraju wrzucić na wybiegi 200 zwierząt kilkudziesięciu gatunków, otworzyć to dla zwiedzających i nazwać się „ZOO”, bo coś takiego już wg polskiego prawa jest ogrodem zoologicznym, a uzyskania statusu ogrodu zoologicznego (co daje przywileje jak np możliwość trzymania zwierząt najniebezpiecznejszych) wymaga uzyskania zgody Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Mimo wszelkich dziur, ślepych uliczek i pojęć widmo w prawie dotyczącym „dzikich” zwierząt, to akurat jako-tako dopracowano, a spis zatwierdzonych placówek jest na stronie GDOŚu. Jeśli kiedyś zauważycie coś, co ma bardzo dużo zwierząt tzw „egzotycznych” wystawionych na widok publiczny, kasuje bilety, w nazwie ma „ZOO” w jakiejkolwiek formie, a na stronie GDOŚu, w wypisanej liście zatwierdzonych ogrodów zoologicznych ich nie ma, to jest to najprawdopodobniej otwarta dla publiczności pseudohodowla zwierząt zarówno gatunków udomowionych jak i nieudomowionych.
2) TVN znowu dostarcza materiałem po wczorajszym lemurze w telewizji śniadaniowej, i tym razem materiał zaczyna od „Intencje były dobre, ale…”. (materiał w linku niżej).
Co niby jest Fakty TVN dobrego w intencjach polegających na zebraniu 200 zwierząt, w tym tych gatunków nieudomowionych, wrzuceniu ich do małych klatek czy na małe wybiegi i kasowaniu za bilety? To nie jest azyl dla porzuconych zwierząt który przez hoarding skończył jak skończył, to nie jest placówka naukowa mająca na celu rozmnażanie zwierząt krytycznie zagrożonych gatunków która popłynęła w tokszyczne regiony, nie jest to cokolwiek, czego początek podpadałoby pod „dobre intencje, ale…”. To otwarta dla publiczności prywatna menażeria wpływowej osoby, która to osoba nie potrafiła tym zwierzętom zapewnić jakkolwiek odpowiednich warunków. Faktycznie, „dobre intencje, ale…”.
3)Polecam poczytać komentarze pod oryginalnym wpisem na stronie FB KTOZu, bo są tam linki do lokalnych mediów sugerujących, że wszystko to jest ustawką, siedzące w odchodach zwierzęta to coś normalnego, i ogólnie spisek. Czyli deja vu po Pyszącej, łącznie z ludźmi wrzucającymi foty „jak to zwierzęta miały tam dobrze”. I oczywiście szacun dla organizacji, że zrobiła o to burzę, wystawiajac się na wszelkiej maści internetowych „specjalistów” od dobrostanu zwierząt. Tych znacznie w tym roku przybyło.