10
lut
2018

Foto Piątek #6 – Brudna strona ZOO

Czytając moje wpisy o ZOO, mógłbyś drogi czytelniku odnieść wrażenie, że to cudowna robota rodem z Nibylandii, polegająca głównie na mizianiu zwierząt i robieniu sobie sweetfoci. Dzisiaj więc przedstawię Ci prawdziwą twarz takiej pracy. Brudną.

Muszę Cię jednak ostrzec – w tej notce będą zdjęcia różnych dziwnych i niesmacznych rzeczy. Możesz nie chcieć jej czytać przy jedzeniu, a być może nawet i w ogóle jeśliś wrażliwy.

Nie? Ok, zacznijmy więc.

Gdybym był dzisiaj bardzo leniwy, to mógłbym wrzucić tylko tą infografikę niżej i uznać temat za zamknięty – doskonale oddaje to, co będę próbował Ci przekazać.

 

info1

 

Tak to właśnie wygląda. Gdybym miał procentowo określić rozłożenie różnych zajęć pracując jako opiekun zwierząt, to wyglądałoby to następująco:
5% – interakcje ze zwierzakami dające okazje do nauki ich zachowania i sweetfoci
10% – niecodzienne, losowe sytuacje.

 

od1

Niecodzienna sytuacja – odrobaczanie tygrysa. Jak domowego kota, tylko w innej skali.

 

15% – przygotowywanie im jedzenia.
70% – sprzątanie po nich.

Praca opiekuna zwierząt polega głównie na sprzątaniu kup i wiążących się z tym innymi czynnościami, w rodzaju wymiany ściółek czy myciu boksów. Różni się to oczywiście w zależności od rodzaju zwierząt którymi się opiekujesz, ale generalnie jest to bardzo, bardzo brudna robota.

 

DirtyJob

Nadająca się na odcinek tegoż.

 

Przebywając na dziale dydaktycznym, miałem tego tak właściwie tylko przedsmak. Zwierzęta tam przebywające mają odchody dość neutralne zapachowo i niezbyt upierdliwe w sprzątaniu. W sensie stałe i małe. Oprócz świń – te wydalają z siebie coś, co zarówno pod względem wyglądu jak i zapachu jest w sumie identyczne jak ludzkie. Ale świń było mało, więc były wisienką na komfortowym i zjadliwym kupowym torcie.

swinia1

*Chrumpf*

 

Oczywiście na tym dziale też zdarzały się różne ciężkie i brudne prace, jak np opisane w notce wcześniej golenie owiec, czy też tam nieopisane, trwające kilka godzin skrobanie stajenki baranów w której ubite kupy i słoma utworzyły 3cm glebę. Tzn po zrobieniu tego dowiedziałem się, że to tak miało być, bo idzie zima a to ociepla. Oops.

barany1

Niemi świadkowie mojego faila.

 

Dział dydaktyczny był jednak w porównaniu do reszty lekką i komfortową pracą, i chyba też jedyny drastyczny widok który mnie tam zastał, wydarzył się podczas sprzątania u tchórzofretki, gdy ręką w kojcu namacałem małe, puchate coś, co wziąłem za zabawkę. A co okazało się rozbebeszonymi kurczaczkami.

 

kurczaki1

 

W porównaniu z działem dydaktycznym, dział drapieżnych to był zupełnie inny kaliber. Duże zwierzęta żywiące się mięsem oznaczały również dużo większe kupy o zupełnie innych bukietach oraz wymagające innej metodyki sprzątania. Bobki dydaktyczne były łatwe do ogarnięcia – szczotka, szufelka, the end. Ale to, co robiły niektóre zwierzęta na drapieżnych było odmiennym kupowymiarem.

 

Diona

Mającym genezę w tej części ciała.

 

Pantery i gepardy na przykład zazwyczaj nie zostawiały zwartych niespodzianek, tylko coś dziwacznie półpłynnego. Czego nie dało się nabrać na szufelkę i zgarnąć, bo jedyne co dzięki temu można było osiągnąć to uwalona szufelka którą później trzeba było myć, oraz piękny, kupowy Rorschach na posadzce. Najbardziej optymalnym systemem sprzątania po nich była woda pod dużym ciśnieniem, której strumień musiał być skierowany pod odpowiednim kątem w stosunku do prezentu. Jeśli zrobiłeś to źle, kończyło się rozbryzgami we wszystkie strony, łącznie z tą, po której stałeś. Co mi się na początku zdarzało.

 

GIF_EXPLO

 

Nawet jeśli zrobiłeś to odpowiednio, to i tak efekt był następujący: ciepła woda pod ciśnieniem + kupa = kupna para która wypełniała cały boks. Bioareozol unoszący się w powietrzu który osiadał na tobie i który wdychałeś. Fun.

 

GIF_TU_TEZ

 

Tygrysy i lwy były pod tym względem całkiem ok, bo robiły już konretne rzeczy które były łatwe do zgarnięcia szufelką. Tym jednak z kolei zdarzały się od czasu do czasu wymioty, i twoim zadaniem było kontemplowanie nad nimi w celu określenia, czy nadają się do zgłoszenia vetom jako problem, czy też to zwykły wymiot-wymiot.

 

Wymiot

Niecodzienny lwi wymiot.

 

Najprostszym w obsłudze zwierzeciem na tym dziale była żeneta. Małe stworzonko wyglądające jak mix kota, szopa i lisa. Gdy pierwszy raz u niej sprzątałem, zastałem piramidę kup schowaną za pieńkiem, z dala od oczu zwiedzających. Była w tak strategicznym miejscu i tak uroczo ułożona, że logiczne rozwiązanie było jedno – ktoś z moich współpracowników złożył tak kupy do kupy żeby łatwiej je było zgarnąć. I zapomniał o nich. Ale gdy sytuacja powtórzyła się następnego dnia, to czas było odpalić googla i poczytać o żenecie, co zaowocowało nową wiedzą – te zwierzęta załatwiają swoje potrzeby w jednym miejscu, co zdecydowanie ułatwia sprzątanie po nich.

 

Zeneta

I można je trzymać w domu!

 

Prawdziwymi mistrzami w wypróżnianiu się były jednak niedźwiedzie malajskie. Te wyglądające na przerośnięte rottweilery misie zakłócały prawa fizyki i najprawdopodobniej wydalały więcej, niż zżerały. Nie umiem inaczej wyjaśnić faktu, że to co wynosiłem WIADRAMI było cięższe niż to, co dzień wcześniej im zaniosłem do jedzenia. Ilość to jednak nie było wszystko, o nie. Ich zostawiane mi prezenty były we wszystkich kolorach tęczy, o konsystencji oscylującej pomiędzy owsianką a żelem i zapachu nie do pomylenia z żadnym innym. Zapachu tak drażniąco-specyficznym, że do końca życia jeśli ktoś mnie obudzi podstawiając pod nos kupę takiego misia, to będę mógł bez zastanowienia stwierdzić „malaj!”

 

kupa

MALAJ!!!

 

Kupy kupami, to był efekt końcowy. Zaczątek kupy to jedzenie, którego przygotowywanie to była inna para kaloszy. Większośc z tych zwierząt je mięso – oczywista oczywistość. Ale nie mięso takie jakie znasz z kuchni, tylko np obdartego ze skóry królika.

 

krolik

Królik od d… strony

 

Lub też np. coś, wyglądające jak etap pośredni xenomorpha.

 

OGon

W sensie ogon krowy.

 

Nie jestem brzydliwy jeśli chodzi o zwierzęce szczątki – mam patalogiczną empatię do żywych zwierząt, ale do martwych już nie. Ot, worek białka. Myk z przygotowaniem im jedzenia wyglądał tak, że przychodziło np pół tuszy krowy, której porąbanie na części należało do Ciebie. A przy rąbaniu której, ogromniastym toporem, zostawałeś obsypywany skrawkami mięsa i kości. Które np później znajdywałeś w ciągu dnia. „Oh, flaczek za uchem. Hah!”

 

topor

Takim toporem na takim właśnie pieńku – XXI wiek.

 

Zdjęcie wyżej może Cię zadziwić. Brakuje tylko muzyki z horroru do akompaniamentu i czającego się za rogiem Normana Batesa. To była kolejna atrakcja tego ZOO – budynki pamiętające czasy „za niemca”, i w takim stanie, że szybko trzeba było sobie przekalibrować pojęcie porządku i syfu. Ten budynek którego piękne wnętrze widnieje na zdjęciu został już wyburzony. Ale np niedźwiedziarnia która została zmontowana z poniemieckich bunkrów jeszcze nie. A wejście do niej wygląda tak, że brakuje tylko śladów małych rączek odbitych na ścianach.

 

BlairWitchEntry

 

Zapuszczenie tych budynków oprócz psucia estetyki miało jeszcze jeden efekt – zalew robactwa. U niedźwiedzi przejawiało się to sufitem będącym morzem pająków z których każdy mógł w dowolnym momencie spaść Ci na głowę. W budynkach dzikich kotów za to królowały karaluchy. W takim natężeniu, że przebierajac się chowałem wszystko do foliowych worków na śmieci żeby przypadkiem nie zawlec nielegalnego imigranta (z tysiącem dzieci) do domu. U panter było w miarę ok, bo były to standardowe, małe prusaki. Ale u lwów i tygrysów jakimś cudem zainstalowały się jednak amerykańskie karaluchy. Długie na palec, pędzące jak torpedy. Tak szybko, że nie mam nawet zdjęcia – posłuże się wikipedią.

 

prusak

 

Mimo tego wszystkiego jednak, praca na tym dziale była frajdą. Gdy przez dłuższy czas próbujesz się zainstalować w pracy przy dużych kotach, to gdy w końcu Ci się udaje nakładasz różowe okulary i napompowany dopaminą robisz wszystko z niezdrowym entuzjazmem.

„omg, to kupa lwa! How cool is that? *zmiotu zmiotu*
„OMFG, ile on gubi sierści z grzywy!!! Będę zbierał przez pół roku to zrobię sobie sweter!”
„Oh wow, wracam do domu mając na kurtce sierść geparda. WOW.

Itp, itd. Choć syf, brud i smród to jednak cieszysz się jak głupi.

 

gepard1

No i miziasz geparda. Profit.

 

W pewnym momencie jednak różowe okulary zaczęły się zsuwać, więc uznałem, że czas na ewakuację póki jeszcze nie zgnuśniałem. Akurat było miejsce na dziale małp, więc zakotwiczenie tam wydało mi się dobrym pomysłem. Chciałem zobaczyć jak to wygląda od kuchni, a i XP z małp jest przydatne, więc niby czemu nie. I holy shit…

Mam chyba zespół stresu pourazowego po pobycie w tamtym miejscu, więc tu się streszczę, a czemu aż tak, wyjasnię kiedy indziej. Na potrzeby tej notki: małpy człekokształtne mają dość zbliżoną budowę do ludzkiej, stąd zapach tego co produkują również jest zbliżony. Bardzo. Jak świnie z działu dydaktycznego można było policzyć na palcach jednej ręki a i w porach ciepłych robiły swoje głównie na powietrzu, tak małp było dużo za dużo, i robiły swoje w boksach. Więc bioareozol nie miał już akcentu kociego a niepokojąco ludzki. Boks za boksem, dalej dalej, i gdy docierałeś do ostaniego, zostawiałeś za sobą smugę „Eau de shit”. A w ostatnim były kapucynki których było też dużo za dużo, i z racji przeciągającego się w nieskończoność remontu ich normalnego lokum, zamieszkiwały pomieszczenie zastępcze, które było dużo za małe na ich potrzeby.

Co skutkowało tym, że ich boks był komnatą kupy. Była wszędzie, na posadzce w takiej ilości, że ślizgałeś się wchodząc tam, na ścianach, na elementach wystroju boksu. Wszędzie. Trauma. Którą dopełniały wchodzące podczas sprzątania wycieczki dzieci, zgodnym chórem mówiące „fuuuuuuu” na widok pana walczącego z kupą. A jestem też wręcz pewien, że parę razy poleciało „jak się nie będziecie uczyć to…” /sadpanda

Krzesanie resztek optymizmu w takich warunkach było wyczynem, ale hej, udawało się!

 

Mega_Wazny_gif

(do czasu)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.