Czochraki dla świnek czyli łódzkie ZOO po roku
Minął równo rok od notki o łódzkim ZOO. Publikując ją wtedy liczyłem na mały szumek w branży, poranek dnia następnego powitał mnie telefonami od mediów i informacją o konferencji w ZOO. Reszta jest już czytelnikom tego bloga znana. Ten wątek na blogu zakończył się wieściami o zmianie naczelnika, 10 miesięcy temu. Co zmieniło się przez ten czas?
Nie ma sensu budować napięcia – zmieniło się sporo na lepsze, a kierunek zmian był widoczny już kilka miesięcy po roszadzie na szczycie. Jednym z wektorów było założenie na wiosnę oficjalnej strony łódzkiego ZOO na FB:
Którą to stroną będe się we wpisie posiłkował, bo ideą wpisu nie jest przedstawienie wielkich zmian czy konkretnych inwestycji które byłyby podparte insiderską wiedzą. Nie, to będzie wpis o rzeczach które każda osoba z zewnątrz może zaobserwować, choć przeciętny zwiedzający w łódzkim ZOO nie dostrzeże wagi pewnych pozornych drobnostek. Tak, jak w dzisiejszym świecie pozorną drobnostką jest oficjalna strona ZOO na FB – w rzeczywistości, którą opisywał artykuł sprzed roku, pomysł założenia takiej strony był przez ludzi decyzyjnych traktowany jako fanaberia. „Bo to by trzeba było komuś zapłacić, dopłacić komuś kto by prowadził, a tak w ogóle to po co, jest przecież strona w internecie”. Te klimaty. Jej założenie było czymś, po czym z optymizmem zacząłem się przyglądać. Oznaką konkretnych zmian w nastawieniu.
Podobnie jest z ogromem rzeczy które w łódzkim ZOO się pojawiły, a które nie wiążą się z nakładem finansowym, tylko chęcią i zmianą podejścia. Pierwszy raz od roku udałem się do ZOO żeby samemu zobaczyć, co mogło się zmienić. Nie licząc przy tym na cuda – rok to pozornie dużo, ale w kontekście finansowania przez miasto i gigantycznych nakładów które musiałyby być przeznaczone na lifting, nie poszedłem tam z zamiarem udkomentowania zmian stricte materialnych. Poszedłem węszyć za zmianami subtelnymi.
Zapuściłem włosy, nałożyłem soczewki, jasny ciuch i nieniepokojony spędziłem kilka godzin w łódzkim ZOO.
Obserwując małe cuda, z których jeden nadał tej notce tytuł.
To są szczotki przymocowane od wewnątrz na wybiegu pekari, czyli świniopodobnych zwierzów. Które lubią być czochrane. Te szczotki to dla mnie symbol zmiany podejścia i klimatu w tym ZOO, czego przeciętny zwiedzający może nie dostrzec, ani nie zrozumieć wagi. Te szczotki są tylko i wyłącznie dla komfortu tych zwierząt. W żaden sposób nie służą pracownikom, ani zwiedzającym. Zostały zakupione i zamontowane tylko i wyłącznie po to, żeby poprawić dobrostan zwierzaka. Pomysł zamontowania tych czochraków to jedno, ale samo umożliwienie ich zamontowania jest czymś, co mi dało zastrzyk pozytywnej energii po ujrzeniu tych szczot. Bo widzicie, żeby zamontować takie szczotki w ZOO, pracownik danego działu nie może po prostu któregoś dnia sam z siebie kupić szczotek i sam z siebie ich zamontować. Potrzebne jest przyklepanie tego na górze, a i jeśli biurokracja w łódzkim ZOO jest na tym samym poziomie co kiedyś, to niemożliwy jest zakup takich szczotek z własnych pieniędzy – trzeba to ująć w koszta, choćby chodziło o kilka zika. I 2 lata temu pomysł przeznaczenia jakichkolwiek środków finansowych „żeby świnia miała drapak” kwalifikowałby pomysłodawcę do otrzymania tytułu wioskowego głupka. W „nowym” łódzkim ZOO, takie szczoty nie tylko otrzymały pekari, ale i inne świniopodobne.
Ktoś miał pomysł, ktoś to zgłosił, ktoś otrzymał zgodę. Na czochrak dla świnek. Dlatego dla mnie osobiście jest to symbol. A im dalej w trakcie zwiedzania, tym oczy otwierały mi się szerzej a na twarzy rysował się mały banan. Oto np. wybieg papug Kea – to bardzo inteligentne ptaszyska, a ich loku w łódzkim ZOO wygląda teraz tak:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1585443641700510&id=1584193171825557
To wszystko to zabawki, i bodźcogenne dekoracje na szybach. Wyobrażam sobie przebieg takiego pomysłu jeszcze 2 lata temu:
„Dzień dobry droga dyrekcjo, chcemy papugom wrzucić kupę zabawek dla dzieci, liczydła, zwisaki a i przydałoby się okleić szyby w wielkie confetti, żeby miały ciekawiej, choć pewnie zwiedzającym to utrudni obserwację”.
Wtedy efektem byłby dla pomysłodawcy stempel „wioskowy głupek”. W nowym ZOO się udało. Tak, jak udał się fenomenalny w porównaniu do możliwości lifting małpiarni:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1595848187326722&id=1584193171825557
Domek dla lalek u małp zapewne dla przeciętnych zwiedzających wygląda dziwnie. Groteskowo i absurdalnie. Ale dla małp to potrzebne im bodźce. I to jest właśnie wyraźnie rysujący się kierunek obrany przez ostatni rok – to ZOO stało się dużo bardziej przyjazne zwierzętom, choćby i kosztem odbioru przez zwiedzających. A to zmiana gigantyczna.
Zabawki zabawkami, te są statyczne i mogą się szybko znudzić. Co jest lepsze? Wymieszanie gatunków zwierząt na wybiegach, bo jednak nic tak nie dostarczy bodźców zwierzęciu jak inne zwierzę lekko się od niego różniące. Ekspozycje mieszane to w pewien sposób standard w ZOO na zachodzie, w łódzkim zdaje się jedynie dział ptaków eksperymentował w starej rzeczywistości. W nowej, robi się to standardem, a dla mnie małym symbolem był pancernik. Będący tam od dawien dawna, którego życia kiedyś polegało na stereotypicznym bieganiu dookoła piaszczystego boksu w „Małych ssakach”. Teraz ma do towarzystwa dwie małpy i boks po liftingu, co choć nie jest szczytem luksusu dla zwierzaka w niewoli, to jednak bodźców jest więcej. A to już coś.
Ekspozycji mieszanych jest dużo, a coś mi mówi, że będzie ich jeszcze przybywać. Tak, jak sposobów na dostarczanie zwierzakom bodźców.
Jak choćby miśkom himalajskim „zwisakuli”, do kompletu z otwarciem w pełni wybiegów:
Nie wszystkie zmiany są permanentne i statyczne – niektóre są okolicznościowe, jak choćby sztuczna żyrafa dla lwicy:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1645376305707243&id=1584193171825557
Sztuczna zebra dla lwów – lwów w liczbie mnogiej, bo co istotnie przy tym linku, to fakt przebywania ich razem na wybiegu (czyli zmiana na + w porównaniu do lat 2013-14):
https://www.facebook.com/1584193171825557/photos/a.1585443645033843.1073741828.1584193171825557/1648971688681038/?type=3
Czy też lody dla mieszkańców ZOO podczas fali upałów latem:
http://www.fakt.pl/lodz/w-lodzi-zwierzeta-w-zoo-jedza-lody,artykuly,564809.html
Albo i piłka tygrysów:
https://www.facebook.com/1584193171825557/videos/1601013923476815/
Żadna z rzeczy wyżej nie wymagała wielkich nakładów finansowych, a niektóre nie wymagały praktycznie żadnych. Były spokojnie do zrobienia 2 i więcej lat temu, ale możliwe stały się dopiero w tym roku, i ciężko nie wiązać tego ze zmianą na szczycie, a tym samym zmianą ogólnego nastawienia w ZOO. Nastawienia głównie na enrichment który ma polepszać dobrostan zwierząt, choćby nawet kosztem odbioru przez zwiedzających. Dlatego jestem optymistą – te zmiany są pozornie drobne, ale kierunek i to, co już udało się dokonać jest dla mnie zmianą gigantyczną w porównaniu do rzeczywistości, którą obserwowałem 2 lata temu.
Choć kilka minusów podczas swojej wizyty widziałem (jak otyłe tygrysy), to wierzę, że łódzkie ZOO jest w tym momencie w dobrych rękach i jeśli miasto nie będzie na nim oszczędzać, to za kilka lat będziemy mieli coś dorównującemu poziomem ogrodów zoologicznych zachodniej Europy. Poszło ku lepszemu.
P.S Organizowane są kursy dla pracowników:
Pierwotnie wpis opublikowany 29.IX.2015 na moim poprzednim blogu:
http://animalus.blog.pl/2015/09/29/czochraki-dla-swinek-czyli-lodzkie-zoo-po-roku/